niedziela, 23 stycznia 2011

PRZEŻYCIA GOSPODARZA HANSA ROGERA Z BÄRFELDE



SPRAWOZDANIE

     Do 1945 roku nasza miejscowość pozostała z dala od oddziaływań wojennych. Z nastaniem końca stycznia 1945 r. również my odczuliśmy ciężkie skutki okrutnej wojny, przede wszystkim coraz bardziej zbliżających się sowietów. Nieustannie ciągnęły na zachód kolumny uchodźców. Poruszały się bardzo powoli, drogi były zasypane śniegiem. Na tablicach rejestracyjnych pojazdów można było rozpoznać nazwy z Kraju Warty [nazwa historyczna (Wielkopolska przyp A. Sz.)], Zachodnich Prus oraz Besarabii {nazwa historyczna, teren obecnej Rumunii). 29 stycznia przybyli mieszkańcy Recza, z powiatu Choszczno i schronili się u nas. Gdy jeszcze tego samego dnia wieczorem usłyszeliśmy strzelanie rosyjskich czołgów od strony Barlinka (12 km na zachód od Bolewic), wtedy chyba każdy zaczął być niespokojny. Urzędy partyjne informowały tylko wciąż, że powiat Soldin (Myślibórz) nie będzie czyszczony. Tak też nikt nie odważył się uciekać, choć u wielu z nich samochody stały gotowe do wyjazdu. Mężczyźni radzili między sobą i postanowili dołączyć do wycofujących się oddziałów niemieckich. Jednak na próżno czekali na niemieckie wojsko, te przerzuciło się na Pomorze. Tak nagle i nieoczekiwanie 31 stycznia 1945 r., po południu, między 14.30 a 15.00, do Bolewic weszli Rosjanie. Kto z nich nie jechał na saniach i wozach, to przybył zaprzęgiem na koniach pociągowych. Wszędzie wymieniano konie na lepsze. Tak też się działo i w Bolewicach. Zagrody przewrócono do góry nogami [w poszukiwaniu] za saniami i lekkimi wozami. Mieszkańcy stali bezsilni wobec tego procederu. W domach padały pierwsze pytania łamaną niemczyzną o broń i zegarki. W międzyczasie napływało coraz więcej i to bardzo pijanych Rosjan. W przeciągu pół godziny zaroiło się od nich we wsi. Na nasze nieszczęście nie posuwali się do przodu. W Pełczycach okopał się mały oddział niemieckiego wojska, który w połączeniu z pełczycką szturmówką zatrzymał Rosjan na kilka godzin. Dwie godziny po wkroczeniu usłyszeliśmy nagle dziką strzelaninę. Rosjanie opuszczali domy i szukali schronienia w zagrodach. My sami schowaliśmy się w piwnicach, ponieważ nikt nie wiedział, co się właściwie stało. Jak się później dowiedzieliśmy, zaopatrzenie Rosjan zostało odcięte, zaś pluton niemieckiej piechoty z działami szturmowymi zajął stanowiska przy wschodnim wejściu do wioski i strzelał wzdłuż drogi przez wieś. Rosjanie nie mieli dużo strat, gdyż większość siedziała w ukryciu. Strzelanina trwała około pół godziny. Niemiecki oddział musiał się szybko wycofać, gdyż przewaga rosyjska była zbyt duża. Dla nas bolewiczan zajście to miało przykre następstwa. Mężczyźni ze wschodniego końca wsi mieli zostać rozstrzelani, ponieważ Rosjanie obstawali przy tym, jakoby ci mieli być w kontakcie z niemieckim wojskiem. Kilku uciekło w pole. Jednak tej nocy rozstrzelano osiem osób. Byli to dwaj żołnierze na urlopie, kobieta, dziecko i czterech mężczyzn, z tego trzech nieznanych uciekinierów. Tej nocy spaliło się jeszcze kilka budynków. Nad ranem 1 lutego 1945 zrobiło się spokojniej, Rosjanie opuścili wieś. Jakiś martwy Rosjanin i około trzydzieści zabitych koni leżało na drodze wiejskiej, a poza tym widać było tylko spustoszenie. Dom stróża nocnego stał w płomieniach. Przypuszcza się, że cała ośmioosobowa rodzina spłonęła wraz z nim, gdyż od tego dnia ślad po nich zaginął.
       W nocy z 31 stycznia na 1 lutego nastała odwilż. 1 lutego było spokojnie, przez wieś przeszło tylko kilka rosyjskich patroli. Przed południem 2 lutego znowu było słychać ogień karabinów. Od Choszczna, koło mleczarni, do wsi wszedł pluton niemieckiej piechoty, gdzie właśnie jechał wóz z trzema Rosjanami. Konie zastrzelono przed wozem, a Rosjanom pozwolono uciec. Niemieckie wojsko przeczesało wieś, ale nigdzie nie mogło znaleźć Rosjan. Potem wycofali się [żołnierze] do Bukwicy. Po informacjach niemieckich żołnierzy, że na Pomorze można jeszcze uciec, wyruszyły niektóre rodziny i cała Bukwica. Aby uciec przed zemstą powracających trzech Rosjan , po południu wyruszyło jeszcze kilka rodzin do Kukadła i Boguszyn, dwa i trzy kilometry na północ od Bolewic, gdzie jeszcze nie było żadnych Rosjan. Wieczorem ustawiły się we wsi rosyjskie czołgi. Te demolowały i panoszyły się po wsi w takim stopniu, że mało kto to przeżył. Pijani Rosjanie znieważali oraz gwałcili dziewczęta i kobiety. Tej samej nocy ponownie zastrzelono jakiegoś gospodarza i podpalono kilka budynków. Połowa wsi spłonęła.
        3 lutego1945 polscy i rosyjscy pracownicy cywilni wyruszyli w Polskę. W następnych dniach Rosjanie mianowali burmistrzem pewnego rosyjskiego cywila, który był w Bolewicach prawie od 30 lat. Mieszkańcy wsi musieli sprzątnąć z drogi zabite konie i pozostawiony sprzęt wojenny. Rozstrzelanych Niemców grzebano naprędce z powodu mrozu. W niektórych dniach w wiosce roiło się tylko od Rosjan. Zaopatrzenie przetaczało się bezustannie naprzód dzień i noc dwoma pasami ruchu obok siebie, a do tego po bokach przesuwały się piesze oddziały. Te wchodziły do wszystkich domów i zabierały wszystko, co mogło się przydać.
     Nocą z 17 na 18 lutego, wyprowadzono mężczyzn, którzy byli w partii. Było to pięciu starszych mężczyzn. Przewodniczącego organizacji podstawowej w sąsiedniej miejscowości pojmano jako szóstego.
        Pięciu z nich zmarło w czasie transportu lub w Rosji. Jako jedyny wrócił w 1946 r. nauczyciel.
18 lutego kazano ewakuować Bolewice, Rosjanie spodziewali się walk od strony Choszczna. Wydali rozkaz ewakuacji w kierunku Gorzowa nad Wartą. Przenieśliśmy się do oddalonego o 7 km Będargowa. 17 lutego rozstrzelano jeszcze jednego gospodarza, a kilka dni później żonę przewodniczącego, zdradzoną przez Polaków. 21 lutego 1945 burmistrz i jeszcze jeden Rosjanin sprowadzili mojego ojca z rodziną i jeszcze jedną rodzinę z powrotem do Bolewic. Obydwaj mężczyźni musieli pracować przy wznoszeniu stanowisk artylerii. Bolewice zostały obwarowane. Przed wsią, od strony lasu przy drodze do Boguszyn obok młyna do brzeziny, spichlerzy wzniesiono szańce, wyrysowane i wytyczone były jeszcze dalej. Artyleria, wszystkie rodzaje kalibru, rozstawiona na pozycjach dochodziła do Będargowa. We wsi, od strony frontu czołgi zajęły stanowiska. Od Choszczna słychać było huk wystrzałów. 23 lutego przycichł odgłos walk i oddział bojowy Rosjan wycofał się. W tych dniach pognano bydło z Bolewic, zobaczyliśmy je prowadzone przez Będargowo. Później znowu pojawiły się w Bolewicach krowy, które odłączyły się od widzianych codziennie dużych stad bydła. W tych dniach starczało jeszcze ludności [jedzenia] by przeżyć, wszędzie w opuszczonych domach i miejscach leżał chleb oraz mięso, niestety psuło się to szybko, gdyż pogoda była już łagodna. W kolejnych tygodniach uspokoiło się, front przesunął się w kierunku zachodnim, również wokół Pyrzyc (Pomorze) przycichł odgłos walki, który słyszeliśmy całymi dniami. Teraz przez okolicę wędrowały jeszcze tylko plądrujące jednostki, które, wszystko okrutnie dewastowały. (Oryginał, 2 listopada 1952 r.) [Przy tłumaczeniu tekstu starano się zachować oryginalny styl wypowiedzi autora]
tłumaczenie z języka niemieckiego – Grażyna Kubejko
konsultacja polonistyczna – Alina Sitasz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz